Poniedziałek. Dankę obudził sms od Kristy, patrząc na zegar wskazujący bardzo wczesną godzinę nie mogła pozbierać myśli. Narzuciła więc na siebie kołdrę i starała się znów usnąć. W tym tygodniu kierownictwo często jadało wspólnie śniadanie, w związku z czym za godzinę z minutami czekała ją narada (przy śniadaniu) w kawiarni. Mamy dużo produktów rozwojowych, więc wciąż się spotykamy i ustalamy, który z nich będzie priorytetowy - staczamy dyskusyjne walki. Poniedziałki są napięte. Wieczorem nasza ekspedycja wyruszyła w drogę do Cardiff. Honza Zahálka, Jarek Lexa, Lenka i ZuzKa pojechali reprezentować Czechy i Słowację na europejski Procurementweek. W takim składzie przygody są wręcz rzeczą murowaną. I faktycznie tak się stało. Już na lotnisku stwierdzili, że Lenka wyrobiła sobie check-in na dowód osobisty. Cała grupa z obawą spoglądała na paszport, który trzymała w ręku. Na szczęście wszystko się udało i było im dane zobaczyć nocny Londyn. We wtorek Dankę dla odmiany obudził sms od firmy transportowej. Zaczęła zastanawiać się, do czego właściwie potrzebny jest jej budzik. Członkowie wyprawy do Cardiff przechadzali się po Londynie, po czym wsiedli do pociągu, by zdążyć na wieczór z okazji St. Patrics day organizowany w Cardiff. Marcela ze słowackiego APUeN przyjechała do nas z wizytą, zespołowi Houston opowiedziała o systemie EKS. Rozpoczęliśmy przygotowania do wiosny. Wyczyszczono nam jednostki klimatyzacyjne, naprawiono żaluzje i umyto okna. Zarówno przebiegła akcja samochodowa - musimy jeszcze rozwiązać ostatnie problemy z gps, nalepkami, winietkami i jesteśmy w pełni gotowi. Danka zapisała Panu Dyrektorowi w kalendarzu wizytę u lekarza z Adelką. Tak strasznie rozbawiła ją sama myśl o tej sytuacji, że raczej przepisała to wydarzenie do swojego kalendarza, co zaskoczyło szefa. W środę rano przygotowywaliśmy miejsca pracy dla nowych członków naszego poszerzającego się zespołu międzynarodowego. Doszło do przestawienia stołów, pokiwaliśmy głową nad swoim dziełem - jest dobrze. W walijskim Cardiff rozpoczęła się konferencja. Hotel pięciogwiazdkowy z widokiem na morze. To brzmiało cudownie. Ciężko powiedzieć, czy w Walii gwiazdki udzielane są w nagrodę za komfort, w każdym razie sam hotel wyglądał raczej jak dom kultury. Konferencja nie była zła, spotkaliśmy tam kilku ciekawych specjalistów, przedstawiliśmy im swoje aukcje i ponownie utwierdziliśmy się w fakcie, iż w Czechach i na Słowacji możemy być dumni ze swojego zaawansowania. Rozbawił nas polski dostawca, który po naszych licznych upomnieniach wystawił nam z opóźnieniem fakturę, by za godzinę posłać nam upomnienie w związku z brakiem jej uiszczenia. Mamy jeszcze wiele do nadrobienia, powinniśmy chyba uczyć się od niektórych dostawców. Po dłuższym okresie w systemie przebiegła eAukcja yankee. Dotyczyła magazynowania gazu w ziemi. W czwartek w sali szkoleniowej NAR odbywało się szkolenie specjalistyczne z zakresu zaawansowanych konfiguracji ERMMY. Wyprawa z Cardiffu powróciła. Jarek Lexa, który był w Anglii po raz pierwszy, pilnie próbował wszystkiego, co nowe... jeszcze rano przed odlotem zjadł prawdziwe English breakfast. Podczas podróży po autostradzie z brneńskiego lotniska do Bratysławy dostał takich skurczy, że dla pewności odstawił samochód i zadzwonił po pogotowie. Jesteśmy myślami z Tobą, uważaj na papki. Dwóch Jirków i Milan prowadzili długą dyskusję na temat kolejnych kroków w rozwoju Josephine. Pożegnali się mówiąc, że będą spotykali się częściej, w innym razie nie ruszą z tym tematem. W piątek Jirka Š spotkał się w NAR z partnerem, po czterech godzinach z zadowoleniem pożegnali się, planując kolejne wspólne spotkania. Iarka spośród czterech osób z zespołu słowackiego została sama, pozostali mieli wolne, a ktoś przecież musiał pracować za cały zespół. Jana spieszyła się z powrotem do Ostrawy na spotkanie z klientem, by móc śledzić częściowe zaćmienie słońca. Koledzy w między czasie starali się obserwować zaćmienie on-line, jednak strona internetowa nie wytrzymała naporu zainteresowanych internautów. W końcu Maruška poświęciła jedną dyskietkę do celów obserwacyjnych. Przez kilka minut słyszeliśmy z naszego okna dachowego słowa zachwytu "ooooooo..." wypowiadane kolejno przez wszystkich kolegów. Monika w drodze do domu spotkała zakonnicę i uszczęśliwiła ją swoją dobrocią i poprawnym, chrześcijańskim przywitaniem. W sobotę Gáborki były w cyrku. Widziały lwa i tygrysa w akcji, oddalonego od nich o zaledwie kilka metrów. Trochę się bały. Adélka bawiła się wspaniale podczas jazdy na kucyku. Jest więc sprawą oczywistą, że w ich domu pojawił się kolejny dmuchany konik. Mali Špalkowie znów chorują, nie mogli wyjść na dwór, na słońce patrzyli tylko z okna. Jana z koleżanką zaczęła biegać. Jak na razie nie za bardzo im się to udaje, ale małymi krokami do celu. Na szczęście w piątek wieczorem na Všechnopárty znalazły specjalistę, w sobotę spróbowały ponownie. Niestety na razie z podobnym efektem. jam