Pozdrawiam wszystkich czytelników naszego cotygodniowego Toboganu. Tym razem na wokandzie wielkanocna specjalność. Na początku tygodnia, zaraz po poniedziałku wielkanocnym, mieliśmy umówioną prezentację dotyczącą przygotowywania kawy. Mogliśmy poznać wiele nowych sposobów parzenia, z których najciekawsze było przygotowywanie napoju za pomocą czegoś, co wygląda jak zestaw małego chemika – FOTO, FOTO i FOTO. Dla tych z nas, którzy za sztukę uważają zalanie instant Nescafe, było to trochę jak z innego świata. Jakkolwiek późniejsza degustacja okazała się tego warta. Zuzka odkurzyła swoją hulajnogę i zdecydowała się przyjechać na niej do pracy. Jednak, gdy już dojechała, zauważyła, że cały sprzęt trzeba jeszcze podrasować i dopompować. Jirka C. zaproponował, że pomoże kompresorem ze swojego samochodu. Kompresor tylko zaiskrzył i wynik wyniósł: hulajnoga – 1, kompresor – 0. Wciąż z otwartymi ramionami i dużą chęcią niesienia pomocy Jirka zaproponował, że podrzuci Zuzkę na najbliższą stację benzynową. Gdy przyjechali okazało się, że kompresor na stacji też nie działa. Wynik wzrósł. Za trzecim razem pojechali na Shell. Ku ich zaskoczeniu, tam dla odmiany żadnego kompresora nie było. Nie poddawali się jednak i na kolejnej stacji odnieśli sukces. Kto by pomyślał, że napompowanie hulajnogi może być tak skomplikowane. Rodzina Špalków wyruszyła do Środkowych Czech, gdzie odwiedziła Kutną Horę, muzeum pierników w Pardubicach i skończyła na Matějskéj pouti w Pradze – FOTO, FOTO i FOTO. Przysłali też fotki z muzeum iluzji, od których mieni się w oczach – FOTO i FOTO. Peťa D. też wyjechał z rodzinką, ale trochę dalej – do rumuńskiego Banatu. Włóczyli się między wioskami Svatá Helena - Gerník - Rovensko – Bígr. Wszędzie dogadali się bez problemu, ponieważ tylko sporadycznie trafiali na język rumuński. Nie mogli sobie nachwalić lokalnych specjalności, wspaniałej pogody i długich wędrówek. Tydzień pełen sukcesów przeżył też Honza Š. Jako wielki miłośnik szpinaku już od roku czekał, aż go gdzieś tu w okolicy będzie można dostać na lunch. Doczekał się w końcu w Wielki Czwartek i teraz znów może zacząć odliczanie do przyszłego roku. Do końca tygodnia udało mu się skończyć pisać licencjat i wstąpiła w niego długo oczekiwana radość. Nie próżnował i od razu ruszył do chaty w Beskidach. Najpierw w Nýdku, później Janovicach pod Lysą, gdzie przy zachodzie słońca delektował się piękną pogodą FOTO i FOTO. Zasłużył sobie za ten licencjat. A w poniedziałek zaczęło się odwiedzanie rodziny i znajomych. Panny i kobiety uciekały na darmo, mimo to niektóre próbowały. Ci, którzy mieli własne rodziny, we wtorek przeżyli widocznie swoje własne zmartwychwstanie. Mam nadzieję, że korzystaliście z Wielkanocy tak samo, jak ja. Życzę miłego dnia. JC