W poniedziałek rano, jeszcze przed świtem Jirka Cudlín zniszczył rakietę FOTO, jedna ze sportowców z Přívozu zaspała (nie będziemy podawać imienia, pozostanie to tajemnicą), Jana wyciskała z siebie siódme poty na treningu Qigong, Daniela opracowywała plan wakacji a ja biegałem po lekarzach (starość nie radość). W poniedziałek zaczęły się tradycyjne narady. Wszystko w porządku, akurat to mamy przetrenowane - przebiegły szybko i sprawnie. ZuzKa przeliczyła uczestników, którzy zgłosili się na eBF i według niej nikt się nigdzie nie zmieści. Poza tym cały czas powtarza Malcolmowi, że w tym roku z eBF wszystko przebiega spokojnie i nie będzie tak, że o czymś oczywiście zapomnieliśmy. Hanka puściła nam pierwszą wersję nowego motywu muzycznego, a później przez piętnaście minut bohatersko zapisywała nasze komentarze. Wspomniała również, że festiwalowy HANDBOOK jest już gotowy, tak samo jak wystawa. Aby nie czuła się zbyt pewnie odtajniłem informację, że chętnie dokończyłbym jeszcze dwa materiały do publikacji. Kamila potwierdziła, że jedno zgłoszenie na konkurs FSA przyszło aż z Meksyku, co nam zaparło dech w piersiach do tego stopnia, że nikt nie zapytał czy uczestnik również przyleci. Jej wykrztuszonemu półgębkiem “tak” jakoś nie bardzo wierzyliśmy. Z Honzą Šlachtą umówiliśmy się, że skoro ma już prawie gotowe wszystkie przekłady festiwalowych rzeczy, to zajmiemy się dokończeniem nowej strony. Powinniśmy zdążyć do eBF. Myślę, że cieszyło go, że o nim nie zapomniałem. Z terenu spływały niepokojące wieści. Jedla pojechał w czwartek na wydarzenie o nazwie “Pięćdziesiąt twarzy ZP”. Ostrożnie zadawaliśmy mu pytania, czy to na pewno dotyczyło zamówień publicznych. Andrea świętowała z chłopakami na Szumawie. Weszli pod wieżę widokową Bolfánek, aby dowiedzieć się z plakatu, że klucze i bilety dostępne są na dole FOTO. Policzek od rzeczywistości znieśli dzielnie, chłopcy zeszli z góry i ponownie się na nią wspięli. Ja prawdopodobnie zrobiłbym dla Andy to samo. Jirka Š. Tradycyjnie był z rodziną w domku w Tatrach. Spacery wokół Jeziora Szczyrbskiego (zob. zdjęcie główne) i pierwsze spotkanie z automatem z mapami FOTO. Drugi Jirka trenował język polski na nartach w Alpach FOTO, też fajnie. Weekend przebiegł pod znakiem sportu. Honza Jedla sędziował trzy mecze piłki nożnej (czarny mu pasuje, a z gwizdkiem wygląda nieźle), Malcolm biegał i dał wszystkim do zrozumienia, że jest angielskim lwem albo zero zero siódemką FOTO, a my, Kaplanowie pokonywaliśmy kilometry w podziemiach piwnic winnych w Velkich Pavlovicach. Tak widziałem tydzień ja. Wasz “m”.