nar_brezen.jpg W poniedziałek, czekaliśmy ilu z nas właściwie przyjdzie do pracy. Wirusy, „katarki” i ”kaszlaczki”, jeszcze do pracy nie przyszli. Ale już i tak wyglądało to lepiej. Najładniej poniedziałek zaczęła polska Monika. W drodze do pracy znalazła dwieście koron, natomiast Wolf z IT pochwalił się jej swoim nowym tatuażem. Podobno fajnie jest popatrzeć na takie ciało. Z tych zachwytów nad Wolfem, na ziemię sprowadził ją fryzjer, który odwołał uzgodniony od sześciu tygodni termin wizyty. Szef od razu zaproponował swoje usługi. Monika długo się zastanawiała (znaczy od razu odpowiedziała), że nie chce szefowi dokładać dodatkowej pracy. Nawet o siódmej wieczorem, kiedy Danka wróciła z pracy, Adelka nie odpuściła sobie wyjścia z nią na zakupy. Przecież we wtorek miał być w przedszkolu bal przebierańców i po kilkutygodniowej nieobecności Adelka chciała się pokazać w przebraniu czarodziejki. Doszła do nas świetna wiadomość: lekarze z praskiego IKEMu (Instytut Medycyny Klinicznej i Eksperymentalnej przyp. tłum) mogli rozpocząć łańcuchową transplantację nerek pięciu pacjentom, dzięki altruistycznej postawie naszego byłego kolegi Martina Maška. Zdecydował się na to przed czteroma laty i dopiero w tym tygodniu się udało. Chociaż swoje postępowanie uważa za normalne, my jesteśmy z niego naprawdę dumni. Jesteś wielki! (FOTO) Słowacka Jana we wtorek przeprowadziła swoje pierwsze samodzielne szkolenie. Udało się, wszyscy byli zadowoleni, zespół słowacki stwierdził, że nie dadzą jej teraz spokoju i od razu zaplanowali jej kilka następnych szkoleń. Dowiedzieliśmy się że Martin H. z hotline był na balu przebierańców – udało nam się zdobyć zdjęcia. Uwaga, idealne przebranie zombie nie jest dla osób o słabych nerwach (FOTO) Po sobotnich dreszczach i powolnym przebiegu infekcji wirusowej, Jirko Š szykował się do pracy ... i na szykowaniu poprzestał. Přemysl Otokar od Jedloša , zwany Otikiem, już jest zdrowy, zaczął w pełni korzystać z nogi i Jedloš znowu przez cały czas musi uważać, co znowu wymyśli (FOTO) W środę Radek skończył to, czego z powodu urlopu nie zdążył zrobić.. Do Danki zadzwonili z Mazdy, zapraszając ją na prezentację nowego modelu. Od razu zapytali czy przyjdzie, żeby mogli zaplanować bufet. Danka do teraz jeszcze myśli czy ma się obrazić czy nie. Infekcja wirusowa Jirki nie przeszła, musiał odwołać rezerwacje biletów na pociąg i noclegów, a także wszystkie spotkania i zamiast do Pragi poszedł do lekarza. Słowacki Pet’o czwartkowy poranek nie miał zbyt przyjemny. Chciał iść do pracy trochę szybciej, ale ktoś zdecydował, że mu zwinie z samochodu dwa kable i paczkę Ibalginu. Można przebaczyć rozbite okno, kable i bałagan, ale Ibalgin? Policja kazała trochę na siebie czekać, Pet’o czekał dwie godziny. W międzyczasie policjanci trzy razy go uspokajali, że jest pierwszy, potem czwarty, a na koniec piąty w kolejce.. Po obiedzie wezwali go na przesłuchanie, więc Pet’o złożył swoje pierwsze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez nieznanego sprawcę. Pudełko Ibalginu oczywiście też się w tym zawiadomieniu znalazło. (FOTO) Po obiedzie cennik poszedł na pierwsze czytanie (do Lenki i szefa). Teraz demokratycznie, otrzymały go wszystkie zespoły na drugie czytanie. Po naniesieniu poprawek zostanie przyjęty. Rostia był na spotkaniu w firmie budowlanej, gdzie rozmawiali o katalogu BASE i jego połączeniu z PROe.biz. Wielkie zainteresowanie wypróbowaniem PROe.bizu bardzo ucieszyło morawski zespół, ale Rostia stwierdził, że musi do tego dołożyć również ich uczestnictwo w katalogu BASE. Lucce z zespołu morawskiego aż pojaśniała twarz, kiedy zobaczyła, że do pracy wróciła Jana. W końcu nie będzie siedzieć sama przy stole. J. Jirka poszedł do lekarza. Ponarzekał, że choroba przebiega u niego bardzo powoli. Lekarz się śmiał i stwierdził, że Jirka powinien się tylko cieszyć. Po domowemu – kanapkami, pożegnaliśmy się z Adelą. Życzyliśmy sobie dużo szczęścia i obiecaliśmy sobie, że będziemy w kontakcie. Lenka z Beatą na piątek umówiły sobie videokonferencję z Włochami i USA. Połączenie się nie udało. Amerykanie chcieli konferencję przesunąć na wieczór, ale z powodu różnicy w czasie, Europejczycy ich przegłosowali i konferencja odbędzie się w poniedziałek. Wysłaliśmy na Słowację cztery certyfikaty specjalistów e-aukcyjnych. Rozdaliśmy je po dwudniowym, ostrym szkoleniu i kilkuetapowych testach. Gorąca weekendowa wiadomość doszła od Majki z hotline. Pojechali razem z zespołem jej syna Lukáška na konkurs zespołów country w Taborze. I jakby mogło być inaczej, wrócili do domu z puchatrem za pierwsze miejsce. Wiemy po kim ten chłopak to ma... (FOTO1), (FOTO2) PeMi
9. tydzień
25. 02. 2013 08:53 Tomáš Hric
25LUT
andrzej-a-umelec.jpg Tym razem Tobogan to nie jest komedia… raczej horror o pandemii zaraźliwego wirusa. W poniedziałek odwołaliśmy narady, taka sytuacja nie zdarzyła się już dość dawno, a to wszystko dlatego że szef był ciągle chory. Inni też nie wyglądali zbyt dobrze, o czym przekonywaliśmy się przez cały dzień. Zakaźna choroba wirusowa kładła do łóżka jednego za drugim. Wszyscy znamy artystyczne zdolności kolegi Andrzeja z hotline. Na zdjęciu został uchwycony, jak dość żywo dyskutuje z ulicznym muzykantem. O czym tak rozmawiają? Czyżby Andrzej zastanawiał się nad karierą artysty z ulicy? Zakłada zespół i robi do niego nabór? Na popołudniowej naradzie (mamy nadzieję, że nie z powodu narady) Ondra z zespołu morawskiego źle się poczuł więc Jana poradziła mu pójście do domu i rozpoczęcie leczenia. Vitek obchodził urodziny, dostał mnóstwo słodkości, które prowokacyjnie zostawił w biurze w Ostrawie, żeby innym ciekła ślinka. Może się bardzo zdziwić, jak znowu do nas przyjedzie. Adelka, córka Danki szła po miesiącu przerwy (i bez migdała) znowu do przedszkola. Była bardziej dzielna niż zwykle. Lukáš V po południu poszedł do swojej lekarki. Bardzo go chwaliła, ciśnienie w normie, ma jedynie dalej pić tylko źródlaną wodę. Na próbę, a może dlatego, że życie to ciągłe zmiany, przepisała mu inne lekarstwa. We wtorek rano Šára s Vítkem jechali Leo expressem do Pragi. Šára przez chwilę denerwował się z powodu nie działającego Internetu, do czasu aż go Vitek uratował – pożyczył mu świetny film. Ondra ostatkiem sił, przy czterdziestostopniowej gorączce, doszedł do lekarza – wygląda to na co najmniej tydzień chorobowego. Jirka Š z Juniorem poprawiali konfigurację nowych serwerów – dość dobrze im to wychodziło. Morki wziął sobie wolne, co samo w sobie nie jest zbyt ciekawe, ale w innym miejscu Toboganu jeszcze do tego wrócimy. Po południu był squash. Lukáš V przyszedł zagrać pierwszy raz od słynnego sylwestrowego turnieju. Niestety, marketing odwołał swoje uczestnictwo z mniej lub bardziej wiarygodnych powodów. Wszystko z powodu Jedloša, to była taka marketingowa decyzja. On jest ciągle chory, nie gra, jest więc jedynym graczem, z którym Lukas jeszcze nie wygrał. W tegorocznej premierze Lukas nie stracił nawet seta. Jirkovi Š gra jakoś niezbyt wychodziła, zastanawiał się nawet nad wcześniejszym wyjściem. Ale jak udało mu się wygrać z Osem, od razu zrobiło mu się lepiej. Po naszych chłopakach, na kort weszli dziewczyna z chłopakiem i ona od razu zapytała, czy nie będą się z niej śmiać. Powiedzieli, że na pewno nie. Po trzech minutach gry rozpętała się ogromna kłótnia, potem szybkie wyjście z kortu i trzaśnięcie drzwiami z szatni. Najszybsza gra jaką kiedykolwiek widzieli. W środę Jana przyjechała do pracy wyposażona w zapas chusteczek, których z biegiem dnia coraz bardziej ubywało.. W południe uznała, że to siedzenie kompletnie nie ma sensu i pojechała chorować do domu. Wcześniej wysłała do domu Nelę, która wróciła od lekarza blada i ze strasznym kaszlem. Pozbierała swoje rzeczy i pojechała chorować do teściowej. Także Krista chodziła po naszych biurach blada i wyglądało, że nie czuje się najlepiej. Nie poddała się i twardo walczyła z chorobą. W końcu przyszła i dobra wiadomość. Dzwonił szef, że zdrowieje i już się cieszy na spotkanie z nami wszystkimi w czwartek. Kiedy rozejrzeliśmy się wokół, ilu nas jeszcze zostało, stwierdziliśmy, że te pozostałe 3 dni tygodnia będą mieli bardzo trudne. Šára patrzył jak wirus atakuje jednego kolegę za drugim i trochę był z siebie dumny, że go to omija, prawdopodobnie dzięki temu, że się zaszczepił. Wieczorem jednak zaczęło mu być zimno, więc ubrany, opatulony w dwa koce szczękał zębami przez całą noc. Lukáš V jest dumny z karteczki ze swoim nazwiskiem na domofonie. Teraz brakuje już tylko jakiegoś tysiąca różnych rzeczy do załatwienia – ale nazwisko na domofonie to bardzo ważny etap. Morki wziął sobie drugi dzień wolnego. Dziwne było, że po południu w drzwiach stanął Honza M i zaraz pytał o Morkiego - mieli umówione spotkanie. Za chwilę po jego telefonie Morki zjawił się w biurze, wszyscy doceniliśmy to, że planuje swoje spotkania w dni, których ma wolne – żeby praca cały czas posuwała się do przodu. Za to należy się nagroda „Pracownik tygodnia”. W czwartek, tak jak się wszyscy tego obawiali, do pracy wrócił szef - pełen sił. Do południa radził się z obydwoma Jirkami. Nie wracajcie ze Słowacji przez Horne Srnie. Taki błąd popełnił Rostia. Wracał tamtędy w środę wieczorem z Trnavy. Nie był to najlepszy pomysł. Zima szalała, zamieć, na drodze nieodgarnięty śnieg, a na drogach oprócz jadących 40-50 km/h samochodów, rowerzyści. Może z tego powodu, że musiał jechać powoli, dogoniła go też choroba, więc powiększył krąg chorych w NAR. Špalkovie mieli po południu jechać na tydzień w Tatry i bardzo się z tego powodu cieszyli. Niestety, jak na złość, w Tatrach też krążą wirusy. Babcia zachorowała i z wyjazdu nici. Lenka z Kristą w środku Niemiec negocjowały z dużym klientem, który chce żebyśmy przetłumaczyli PROe jeszcze na rumuński, chorwacki i bułgarski i abyśmy o te języki rozszerzyli usługi hotline. Szukamy ludzi, nie znacie kogoś? Następnym chorym jest Niko. Ma zapalenie oskrzeli i nosa i gardła, i jeszcze jakieś inne problemy. Wygląda na to, że zawsze musi mieć coś ekstra. W piątek wszyscy się cieszyli, że ten straszny tydzień, w którym zastępy zdrowych NARowców topniały w oczach, ma się ku końcowi i może przez weekend niektórzy z chorych zdążą się wyleczyć. Šára pokonał pierwsze oznaki choroby i pojechał na umówione spotkanie. Zainteresowanie współpracą ciągle istnieje, nawet więcej – zastanawiają się jak ją rozszerzyć. Potem wsiadł na pociąg do Ostrawy, dzięki Bogu Internet działał. Jarek Cirka z Adelą przygotowali dla praskiego klienta szkolenie dla zaawansowanych użytkowników. Uczestnicy współpracowali i wszystko się udało zrobić. Lenka P wzięła sobie wolne, żeby mogła zajmować się Nikiem, którego męczyła wysoka gorączka. W weekend zastępy chorych zostały wzmocnione Jirkiem Špalkiem. Za to Lukáš K w pełni sił włączył się do zimowych przygotowań piłkarskich i pierwszy trening wytrzymał świetnie, bez problemów i zakwasów. jam
8. tydzień
18. 02. 2013 08:53 Tomáš Hric
18LUT
Poniedziałek Tydzień w którym NAR bardzo przyczynił się do rozwoju punktowego systemu opieki zdrowotnej. Lukáš V. przyszedł do pracy już na szóstą rano, spotkał już na miejscu Jirka Špalka, i za swoje wczesne przyjście do pracy został nagrodzony krzesłem obok niego, na najwyższym miejscu w całym hotline. Niestety ich wczesne przyjście do pracy nie zostało nagrodzone, psuło się wszystko co możliwe. Później Lukáš, prawie jak supermen w ciągu godziny „zaliczył“ dentystę, bank i obiad. Monice z polskiego zespołu rozchorował się syn, więc musiała cały tydzień zostać w domu. Spotkania musiała za nią przejąć Beata. Lence K., chociaż uważała na siebie (nawet nie jeździła na czterokilometrowym torze saneczkowym) udało się przywieźć (z przedłużonego weekendu w Alpach) przeziębienie, więc miała cały tydzień Home office. Jakby tego było mało, także Danka poszła z Adelką do lekarza i nawet jeszcze nie przypuszczała, że będzie go odwiedzać przez cały tydzień. Do Jirka Š przyjechała na 3 dni babcia, więc Nelinka miała załatwioną zabawę - budowały zamki i domki z lego. We wtorek Rano Nela pochwaliła się, że właśnie czyta książkę 50 odcieni szarości (polski tytuł 50 twarzy Greya przyp. tłum) i według niej jest ekstra. Víťa ironicznie zapytał, czy to jest jakiś komiks, każdy odcień szarości na jedną stronę? Ondra z sukcesem przeszkolił ważnego klienta, na następnym spotkaniu pewna pani źle się poczuła, więc Ondra się gentelmeńsko zapytał, czy przez przypadek nie odwieźć jej do szpitala. Na szczęście nie było takiej konieczności. Wieczorem natomiast zaskoczył swoją partnerkę przedwalentynkowym prezentem. Lukášek, syn Márii z hotline został przewodniczącym klasy, po słowacku jest to niby predseda chi. Czyżby język słowacki przejąć elementy chińszczyzny? Jirka Š. pojechał z Janą Zajacovą do Bratysławy, na stałe szkolenie. Obecnych było 20 uczestników, atmosfera była świetna, z następnego spotkania z Orange przywiózł sobie nową maskotkę – telefon. Danka dowiedziała się od lekarza, że ma alergię na psy, co było wspaniałą wiadomością, zważywszy na to, że miały pojechać z Adelką do babci odwiedzić pieska. Jana miała dzień turystyczny. Jechała do klienta, aż na zachodnie granice Czech. Miała wykupiony bilet na RegioJet, cieszyła się, że napije się kawy i skorzysta z Internetu w pociągu. W Pradze odebrała samochód i wyjechała na zaśnieżone drogi. Na autostradzie było dość ślisko, wszyscy jechali powoli, ale czym dalej od Pragi, tym śniegu było coraz mniej. Rozmowy były przyjemne, Jana uzgodniła z klientem, jak ma wyglądać dalsza współpraca. W międzyczasie zaczęło sypać, więc droga powrotna była naprawdę wielką przygodą. Dostawczaki i tiry stały przy drogach, na co drugim zakręcie poślizg. Wszystko jednak dobrze się skończyło i Jana zdążyła na pociąg powrotny. Stwierdziła, że w pociągu jest o wiele większy spokój do pracy niż w biurze. Lukáš V. po dłuższej przerwie znowu był w formie i dlatego nikt nie poszedł z nim na squasha. Środa Andrzej z hotline z radością ogłosił że pudełeczko - wersja 1.0, nowa aplikacja pilnująca prawidłowości ustawień, jest gotowa. (patrz FOTO) Šára, który jeśli nie musi, to na wysokości nie wchodzi, pocierpiał chwilę w przeszkolnej windzie, jadącej na siódme piętro, po zewnętrznej ścianie budynku. Niestety nie znalazł schodów, więc jadąc w dół uparcie wpatrywał się w swoje stopy. Podłoga na szczęście nie była szklana. Jana nie może nachwalić się jakości Škody Yetti. I chociaż po drodze do Ołomuńca, mnóstwo aut skończyło w rowie, ona na spotkanie przyjechała praktyczne bez żadnego spóźnienia. Jirka Š. zjadł obiad z szefem, przegadali mnóstwo spraw, wyznaczyli sobie nowe zadania. W czwartek Lukáš V. z Jirkiem Š. przenosili rano szafę na której stoi rzutnik. Teraz jest wycelowany prosto w ścianę naprzeciwko drzwi. Marian, szef hotline, myśli o wdrożeniu systemu luster, ponieważ obraz ma dokładnie za plecami. Janie, po porannym sms-ie, odpadło drugie spotkanie, więc miała czas na pierwszym omówić możliwości PROe.biz z każdej strony. Szło tak dobrze, że wyszła z tego obustronna przyjemna rozmowa. Niestety, nie pomyślała, że obrotna Lucka zapełni jej lukę następnym spotkaniem. Dowiedziała się o tym dopiero wtedy, kiedy wyszła od klienta i mogła zadzwonić. Lucka się tego nie przestraszyła, za moment spotkanie trochę przesunęła, następne również na bieżąco przesuwała, z uwagi na trudne warunki drogowe. Świetna współpraca. Szef został w domu, zatrzymała go jakaś wirusówka lub grypa. Danka wieczorem zorganizowała kobiecą imprezę z dziećmi, gotowały kolację, spróbowała „kota” z serem, według niej – przepyszne. :) Ondra dokończył budowę nowej łazienki, następnym razem raczej już wszystko zrobi sam. Wynik jest jednak świetny (patrz FOTO1) a (FOTO2). (Uwaga redakcji – gdzie jest jaccuzi??) :) Piątek Wszyscy, oprócz chorych, byli w biurze i wypełniali zaległe dokumenty z całego tygodnia. Wszyscy którzy wchodzą do biura, śmieją się z nowego ułożenia stołu zespołu morawskiego – wygląda się wtedy jak przed jury. Dziewczyny z zespołu morawskiego wzięły ze sobą na obiad Ondrę. W menu była zupa marchwiowo – dyniowa, wiec trochę się obawiały, co im Ondra powie. Mówił, że mu smakuje! Lenka K. wraz z Kristą prowadziły długą telekonferencję z Franciszkiem z Niemiec, aby uzgodnić przebieg wtorkowego spotkania v Heilbronnie. Marketing przez cały tydzień musiał sobie poradzić bez Jirka C., który korzystał z włoskich tras zjazdowych. Słoneczka wraz z ZuzKą poradziły sobie na piątkę. ZuzKa kończyła przygotowania na bal maskowy (patrz FOTO), Nikowi z IT prawie nie wyskoczyły oczy z orbit, tak bardzo ZuzCe było w tym do twarzy. (patrz FOTO) Wolfovi zadzwonił prywatny telefon i ktoś do niego wrzasnął” Czy to dziesiąta zero pięć?” Słucham? Nie to numer prywatny, odpowiedział. Ach, ja dzwonię do pociągu dziesięć zero pięć, więc sorry, do widzenia i odłożył słuchawkę. Nela była u lekarza z bolącymi plecami. Zaczęło strzelać jej w kręgosłupie tak, że myślała, że już do końca życia będzie leżeć, ale na koniec poczuła wielką ulgę. Wieczorem poszła na koncert grupy Kryštof (Jirka Š. też tam był), śpiewał również Jarek Nohavica, i według nich było po prostu wspaniale. Jirka mówił, że było tam prawie 12 500 osób, atmosfera po prostu niesamowita! (viz FOTO) Sobota Szef się leczy, zachowuje się jak wzorowy pacjent. Niestety, jeszcze przez parę dni nie może iść do pracy. Ondra z przyjaciółmi poszli na wiejską zabawę, grała straszna kapela, której częściowo pomogło „prawie” dobre piwo. Lukáš V. był na bowlingu, gdzie dzięki krzywemu torowi i złemu licznikowi zbyt dobrze nie szło. Swoją reputację naprawił na piłce. Słowa znajomego, kiedy na niego jego żona krzyczała mówią wszystko: „dlaczego nie łapiesz tych strzałów? Łapię tylko te co widzę„ :-D Honza Š. z koleżanką pojechali na Lysą, i zaraz nauczył się trzech nowych zasad: 1. Nie wszystkie ślady po których jedziecie muszą być prawidłowe 2. Respektuj tablicę z napisem „Zakaz wjazdu” 3. ŻYJESZ JESZCZE?? (patrz FOTO) W niedzielę Honza Š. wyruszył na biegówkach na Malý Travný, gdzie przekonał się, jak ważne jest prawidłowe smarowanie (patrz FOTO). Lukáš V. zrobił sobie wycieczkę do Zlatých hor do sanatorium (nikt nie wie po co), natomiast Nela była na meczu hokejowym Vítkovice kontra Kometa Brno. Kto nie zna wyniku niech sobie sprawdzi w necie. Skądinąd wiemy, że Nela nie była pewna komu kibicować. Šára
7. tydzień
11. 02. 2013 08:34 Tomáš Hric
11LUT
sara-uvodni.jpg Jest poniedziałek, początek miesiąca, tzn. najdłuższy ze wszystkich poniedziałków w miesiącu. Wielki poniedziałek, który trwa już do wtorkowego popołudnia. Wszyscy razem, mnóstwo narad, briefingów i popołudniowa prezentacja tego, co działo się w poszczególnych zespołach w minionym miesiącu. To wielkie popołudnie oczywiście zaczyna się dopiero o wpół do piątej, kiedy to w pomocy technicznej przestają dzwonić telefony. Przyjechała Adéla, mogliśmy jej więc złożyć życzenia urodzinowe. (FOTO). Za życzenia dostaliśmy pyszne ciasto miodowe. Jirka Š od niedzieli został „słomianym wdowcem”. Jego żona i dzieci wdychają świeże powietrze u babci w górach. Poniedziałek rozpoczął świetnie, u dentysty. Wiecie przecież, zawsze się jakiś ubytek znajdzie. Danka z córką pobiły własny rekord życiowy i wstały już przed szóstą rano, żeby zdążyć na przyjęcie do szpitala. Po południu wróciły do domu, biedniejsze o jeden migdał i szczęśliwe, że mają to już za sobą. Wieczorem spotkaliśmy się na bowlingu. Rostia został przypisany do zespołu, w którym grali m.in. Jirka C., ZuzKa, Krista, Adam i Lukáš V. Kiedy przyszedł, gra już się toczyła. Szybko, szybko, przebieraj się… wchodzisz do gry jako numer osiem. Rostia proponował, że on może zostać rezerwowym i zagrać jak ktoś już nie da rady lub będzie kontuzjowany. „Nie, nie, przebieraj się. Grasz.” – usłyszał. Niestety, wejście do gry nie wyszło mu tak, jak sobie wymarzył. Pierwszy rzut – zero, drugi rzut – zero. Kiedy wracał z powrotem do swojej drużyny usłyszał, że w sumie to ma rację rezerwowi też są potrzebni. Bowling tym razem wygrał zespół czesko – morawski, którego kapitanem był Ondra. Wtorek. Drugi dzień wielkiego poniedziałku jest poświęcony warsztatom i edukacji. Zaraz na początku odbyła się prezentacja dość długo przygotowywanego cennika, w którym zaszły spore zmiany. Po południu na podobnym forum dyskutowało się na temat zmiany rozwojowych Programów Asystenckich. Lukáš Vyskočil i Jirka Špalek, pojechali na GTS i mimo dość słabego początku, na koniec byli maksymalnie zadowoleni. Wrócili z powrotem z nastawieniem, że na pewno kupimy sobie urządzenia do wideokonferencji, zarówno do rozmów w firmie oraz komunikacji z klientami. Na koniec dnia odbyła się wideokonferencja z niemieckim partnerem. Mieliśmy przekazać swoje doświadczenia z rozmów handlowych z Czech, Słowacji i Polski. Obawialiśmy się, że zasypiemy go zbyt wielką ilością informacji, ale na koniec wszystko się dobrze skończyło. Wyszedł z tego raczej monolog edukacyjny partnera. CZ team zatrzymaliśmy w Ostrawie z powodu wideokonferencji z Niemcami, i dopiero późnym popołudniem wracali autem do Pragi. Droga była w porządku, tylko na koniec Šára wprowadził Vitka do plątaniny dróg jednokierunkowych w centrum, ale na szczęście się stamtąd wyplątali i Šára jest cały. W środę Jirka Š i Ondra jechali na specjalne szkolenie do klienta. Klient zamówił sobie szkolenie z multikryteriów i zaawansowanych ustawień Sali aukcyjnej. Jirka w pociągu tam i z powrotem pilnie pracował, Ondra w drodze na szkolenie spał, z powrotem oglądał film. No przecież, kiedy się jedzie z szefem nie wypada spać. Danka dzięki migdałom miała Home Office. Przez cały dzień przewinęło się przez mieszkanie dziewczyn kilku młodych chłopaków, którzy jeszcze domontowywali i zmieniali parę rzeczy, co małą Adelkę niezmiernie cieszyło. Każdemu z nich patrzyła przez ramie co robi, prowadziła z nimi specjalistyczne dyskusje i starała się aktywnie włączyć do pracy, co trochę utrudniło im pracę. Lukáš K. w samochodzie w drodze na spotkanie, podczas mniej więcej pięciu rozmów telefonicznych, przeprowadził dostawcę przez proces potwierdzenia oferty podpisem elektronicznym. Milan w samym centrum Bratysławy musiał przeprosić Zuzkę, którą oskarżył o to, że nie może znaleźć miejsca do parkowania. W końcu mu się udało. Šára zdecydował się na przemieszczenie z jednego spotkania na drugie komunikacją miejską. W Pradze się takie czyny opłacają. Krista uciekła na przedłużony weekend do Anglii. W czwartek Adela przeżyła wyjątkowo niestandardowe szkolenie. Wystarczył mały szum komunikacyjny i nie były przygotowane żadne komputery, a miało się szkolić 15 osób. Przedstawiła siebie i firmę i umówiła się na następny termin szkolenia. Jana jeździła po Morawach, spotkania były w porządku, na jednym proponowali jej nawet białe lub czerwone wino, ewentualnie rum i dziwili się, że nie ma swojego kierowcy. Jirka Š był na następnym spotkaniu dotyczącym dostosowania i połączenia systemu z wewnętrznym oprogramowaniem ERP klienta. Tym razem wygląda na to, że rzeczywiście systemy się da połączyć. Šára znowu, po dłuższej przerwie, spotkał się z przedstawicielem dużego miasta, który dał mu jasno do zrozumienia, że aukcje wejdą tam jedynie po ”jego trupie”. Danka ma pecha. W nocy, w tajemnicy w końcu rozbierała choinkę, mając nadzieję, że Adelka rano nawet nie zwróci uwagi na jego brak. Jednak podczas pracy w drzwiach stanęła rozespana Adelka i od razu zapytała „Mamo, co ty robisz z tą choinką?”. W piątek nadrabialiśmy zaległości w dokumentach z całego tygodnia i byliśmy zadowoleni, że nie musimy wychodzić na dwór, gdzie właśnie zaczęło sypać. Do Jany dzwonił Ondra, aby się nie dziwiła, że nie ma go jeszcze na ICQ. Uzgodnili, że pójdzie oddać krew, a potem już będzie do dyspozycji. Tym razem możliwe, że tej krwi pobrali mu więcej, bo nie czuł się zbyt dobrze. Na szczęście mieli tam ładne pielęgniarki. Jirka Cudlín wyruszył na włoskie trasy zjazdowe. Obiecał, że o nas nie zapomni. Lukáš Karcol poszedł z przyjaciółmi na zabawę. Zabawę zaczęli już u kolegi, nieco później przed wejściem stwierdzili, że bilety zostały w domu. Mała walka, ale w końcu bilety dotarły i bawili się aż do samego końca. W weekend. Jedloš się dokształca, więc poszli z Verčą do muzeum na wystawę dotyczącą kultury Kaukazu. Najciekawszym przeżyciem było oglądanie wyposażenia rabusi i rozbójników górskich (FOTO1) i (zaraz w sąsiedniej sali) ich łupów (FOTO2). Honza czuł, że wystawa przybliżyła mu naród Azerski, który swoją historię przekazuje światu za pomocą tkania dywanów. Šára ze swoją Ivčą, zamienili pomysł gry w minigolfa na Ikeę. Iva zdecydowała, że zostanie ogrodniczką i kupiła sobie sprzęt do hodowli bylin. Šára czeka na zbiory i przygotowuje odpowiednie receptury. Špalkowie sprawili szefowi radość i przyszli do niego z wizytą. Dzieciom Špalków najbardziej przypadły do gustu koty oraz pociąg szefa, który świecił i gwizdał. jam
6. tydzień
04. 02. 2013 08:14 Tomáš Hric
04LUT
rosta-uvodni.jpg W poniedziałek jak tylko ktoś popatrzył na Ondrę Ž, od razu widział, że każdy ruch sprawia mu ból. Po półrocznej przerwie znowu zaczął chodzić na siłownię i chyba przesadził jak na pierwszy raz. „Przyjechał do nas na trzy dni „niemiecki” Standa. Lenka z szefem gratulowali mu pierwszego klienta oraz przygotowania niemieckich pilotaży. ZuzKa stwierdziła, że już powinno się zacząć tworzyć nowy materiał do eBF. Wieczorem, prawie cały zespół techniczny uczestniczył w testowaniu następnej wersji oprogramowania i nowych serwerów, robili testy obciążeniowe. Dziesięciu kolegów, każdy z nich zajmował się czteroma dostawcami (ci odważniejsi „opiekowali się” ośmioma). Lukáš V. był na przykład zalogowany do dwóch aukcji, w ośmiu przeglądarkach na dwóch komputerach. Martin Heinisch przy tym był nazwany Freddy, a to dlatego, że Martinów mamy w firmie pod dostatkiem. Test zakończył się sukcesem, wszyscy byli bardzo zadowoleni, najwięcej zasług ma Junior. We wtorek Lenka ze Standą rozwiązywali kwestię sposobu przekazywania sobie ważnych informacji handlowych z niemieckim partnerem. W tej części, która dotyczyła stanu e-aukcji w Niemczech, uczestniczył Milan. Niemieccy koledzy zastanawiają się, czy na swoim rynku używać nazwę PROe.biz, czy też zgodnie z ich ładem korporacyjnym – nazwy „e-pro-auction”. Jirka Š popołudnie spędził u klienta, który jest zainteresowany połączeniem PROe.biz i jego systemu informacyjnego. Spotkanie było długie, w większości rozwiązywany był problem informacji wewnętrznych, skąd dokąd dane muszą przepływać, ale Jirka wierzy, że sprawa jest perspektywiczna i do połączenia dojdzie. Lukáš znowu nie był na squash, tym razem dopadło go zapalenie ucha. Jak mu powiedział jeden kolega, gdyby był ubezpieczony, to te wszystkie jego choroby i urazy w ostatnim czasie mogły by mu przynieść niezłe pieniądze. Ale tak to przynajmniej Jedloš dalej może twierdzić że go Lukáš jeszcze w tym roku nie pokonał. W środę rano Lukáš musiał jednak pójść do przychodni , sam stwierdził, że zapalenia ucha samymi cukierkami halls nie wyleczy. Dostał płyn do płukania uszu, krople i następnego dnia już było lepiej. Milan spotkał się z szefową czeskiego APUeNu, rozmawiali odnośnie przyszłorocznych wydarzeń, a potem razem poszli do Ministerstwa Rozwoju Regionalnego. Tam pośród innych pytań, zabrzmiało również i takie czy MRR byłoby skłonne wesprzeć Fair Sourcing Awards podczas następnej eBF. Wygląda na to, że jest to możliwe. Danka pilnowała chorej w domu i miała home office. Na obiad ugotowała soczewicę, aby przynajmniej raz w roku dotrzymać prawidłowego odżywiania się. Córka Adelka się śmiała twierdząc, że tego to ona na pewno nie zje, więc cała sprawa ze zdrową żywnością poszła do diabła. Hotel, w którym Šára przeważnie śpi w Pradze, był zajęty. Na szczęście znalazł nocleg u swojego taty, i zaskoczył go własnoręcznie przygotowanym gulaszem segedyńskim, wzbogaconym jeszcze domowymi houskowymi knedli kami zrobionymi przez babcię Vita. Knedliki niechcący Šára zamienił w biurze na swoje, kupione w sklepie. Vitia był wprawdzie smutny, ale zniósł to dzielnie. Od wieczora, aż do północy odbywała się aktualizacja PROe.biz. Wszystko poszło w porządku, ale po pracowitym poniedziałku Lukáš V już prawie zasypiał przy komputerze. W czwartek rano Danka odwiedziła Urząd Skarbowy i dostała pochwałę za przygotowane zeznanie podatkowe. Było tak dobre, że pani urzędniczka zwołała swoich kolegów, zrobili szybkie szkolenie i stwierdzili, że będą to zeznanie dawać jako wzór. Lukáš K pojechał do administratorki, ale musiał chwilę szukać jej nowego biura, bo w starym zawalił się strop. Teraz Pani administratorka siedzi na samej górze, pod samym dachem w innym budynku i podczas rozmowy nagle zbladła, dlatego że śnieg, z ogłuszającym rumorem, zsunął się z dachu tuż nad jej głową. Lenka, Milan i Jirka Špalek uczestniczyli w telekonferencji z Düsseldorfem, uzgadniali strategię rozmów z dużym niemieckim klientem. W BASE rozpoczęły się zmiany. Stworzył się z niego tzw. Piąty zespół, a jego szefem stał się Rosťa Šimeček. Zespół księgowy miał półgodzinną telekonferencję z urzędnikiem podatkowym z Pragi, podczas której wyjaśniali rozwiązania problemów podatkowych. Był to „mocny” temat, dlatego po telekonferencji odbyła się dwugodzinna narada z naszym doradcą, którą wraz z Maruszką zakończyli dodaniem sobie energii kaszanką na obiad. Radek przekazał nam nowe uwagi, wygląda na to, że nie jesteśmy zestresowani, ale jedynie obciążeni pracą. Sytuacja stresowa jest wtedy, kiedy człowiek nie daje sobie z czymś rady, a nas to nie dotyczy. Ondra Ž szkolił się w drukarni, gdzie szef produkcji przeprowadził go przez cały proces tworzenia się książki od małego skrawka papieru, aż do składu zecerskiego. Bardzo ciekawe było to, że w całej drukarni padały na niego prawie niewidzialne kropelki wody. Papier kocha wilgoć. Po spotkaniach Šára wracał do Pragi, gdzie miał wsiąść na pociąg do Ostravy. Chwilę wcześniej chwalił się Janie prze telefon, że ma jeszcze mnóstwo czasu. Korki w centrum sprawiły jednak, że po sprincie z dwom torbami, którego nie powstydziły się nawet Usain Bolt, dobiegł na miejsce na dwie minuty przed odjazdem pociągu. Cały wagon patrzył na niego podejrzliwie, kiedy usiadł z wytrzeszczonymi oczami, z trudem łapiąc oddech. Danka po półrocznej przerwie zdecydowała się odwiedzić fryzjerkę. Ta od razu w pierwszym zdaniu pozbyła się napiwku, kiedy zaproponowała przykrycie siwych włosów farbą. Z drugiej strony Danka zyskała potwierdzenie, że przez członków swojej rodziny siwieje. W piątek Karol dostał pochwałę przez telefon od jednego z dużych szpitali za rozpoczęcie naszej współpracy z firmą szkoleniową i outsourcingową OTIDEA. Lukáš K wychodził z pracy trochę wcześniej, żeby odprowadzić swoją dziewczynę na dworzec autobusowy. Wyjeżdżała na karnawałową wycieczkę do Wenecji. Już dwa tygodnie raczył ją niezbyt przyjemnymi prognozami pogody, mówił również o niedawnych powodziach. Mógł tak mówić z obawy o nią, ale dlatego, że prognoza się spełniła i karnawał został odwołany, możliwe jest, że Katka stwierdzi, że jej nie życzył tej zabawy. Już czternaście dni Lukáš V nie widział w domu mrówek. Czyżby goździki zaczęły działać? W piątek jednak nastała nowa inwazja. Z drugiej strony może śmiało powiedzieć, że jest w stanie zabić trzydzieści mrówek za jednym uderzeniem. Po długiej przerwie Špalkowie zostali zmienieni przy pilnowaniu dzieci, poszli więc sami na zabawę. Bawili się świetnie na tradycyjnej Svinowskiej Zabawie, tak że nie chciało im się wracać do domu. W weekend wszyscy odpoczywali. Jana oglądała film Lincoln i gorąco go poleca. Ondra Ž z budowlańcem ( już prawie przyjacielem rodziny), kończył łazienkę. Mówi, że jego dobra cena jest odzwierciedleniem tego, że przychodzi kiedy chce i pracuje jak długo chce… Šára zrobił sobie małą wycieczkę w góry z Ivą i psem Safczą. Lukáš V zaplanował sobie na sobotnie popołudnie godzinę albo dwie oglądania tenisa. Oglądał mecz deblowy pierwszej rundy Pucharu Davisa między Czechami, a Szwajcarią. Nie przeczuwał, że po ośmiu godzinach oglądania stanie się świadkiem chyba najdłuższego meczu w historii. W końcu w ostatnim secie nasi wygrali 24:22, kiedy normalnie gra się do 6. jam
PROEBIZ pracuje z otwartymi plikami cookie (ciasteczka).Pozwalają mu na przetwarzanie danych niezbędnych do prawidłowego przebiegu i oceny. O plikach cookies (ciasteczka) i ich ustawieniach dowiesz się WIĘCEJ TUTAJ